sobota, 18 marca 2017

Rozdział 10



Ostatnie dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Były naprawdę intensywne i, niestety, dla mnie też pełne nerwów.
Coraz częściej uciekałam więc w alkohol i narkotyki. Codzienne imprezy, które wyprawiali moi współlokatorzy były do tego świetną okazją. Miałam okazję się napić, wciągnąć co nieco i chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim co się działo.
Ale panowałam nad tym, wiedziałam, że panowałam.
Jedyną formą normalnego spędzania czasu były dla mnie spotkania z Nate'm. Chłopak był naprawdę w porządku. Lubiłam z nim rozmawiać, ale nadal bałam się jego reakcji, gdy dowie się z kim spędzałam część swoje czasu. Za każdym razem, gdy chciał odprowadzić mnie do domu, znajdowałam jakąś wymówkę. Bo jak miałam mu powiedzieć, że mieszkałam z piątką chłopaków, dla których sex, drugs, rock&roll były niemal świętymi słowami?
Otworzyłam okno i zapaliłam papierosa. Nie lubiłam, gdy potem pozostawał dym, a ja musiałam się w nim gnieździć. Tak więc stanęłam przy parapecie, rozkoszując się dymem papierosowym, który pozwolił mi odprężyć się chociaż przez kilka chwil.
- Lori?
Odwróciłam się, słysząc głos Axla za plecami. Zmarszczyłam brwi, przez chwilę zastanawiając się, jaki dzisiaj będzie. W ciągu ostatnich tygodni zdążyłam zauważyć, że jego wahania nastrojów wpływały na nas wszystkich. Gdy był w dobrym humorze, wszystko świetnie się układało.
Ale gdy w bojowym nastroju, wszyscy stawali się jacyś markotni. Usuwali się w cień, próbując jakoś przetrwać bez wszczynania kłótni.
- Cześć – mruknęłam, widząc, że chyba nie miał ochoty się kłócić. Lubiłam spędzać z nim czas, gdy zachowywał się normalnie. Dostrzegłam też, że nieco się różnił od reszty zespołu. Jakby był bardziej wrażliwy, ale robił wszystko, by to ukryć przed naszymi oczami.
Na początku bałam się rozmów z nim. Byłam wtedy dość spięta. Ciągle miałam w tyle głowy, że wylądowałam w jego łóżku, gdy tylko się poznaliśmy, a fakt, że niczego nie pamiętałam, jeszcze bardziej mnie irytował. Axl natomiast zachowywał się, jakby nic się nie stało. Cóż, dla niego to pewnie było ,,nic". Co noc miał inną laskę.
W końcu jednak przekonałam się, że rozmowy z nim wcale nie były takie złe i zaczynałam powoli akceptować, że co się stało to się nie odstanie.
- W porządku? – przeszedł przez pokój i stanął obok mnie, zapalając papierosa. Pokiwałam głową, wyrzucając swój niedopałek przez okno.
Zapaliłam kolejną fajkę i odezwałam się dopiero jak już się zaciągnęłam i wypuściłam dym z płuc.
- Bywało lepiej – powiedziałam w końcu.
Kilkanaście dni temu rozmawiałam z mamą. Powiedziała, że tata miał wypadek, że jest w szpitalu. Nie przekazała mi zbyt wielu informacji przez telefon, wiedziałam tylko, że lekarze dawali mu średnie szanse na całkowity powrót do zdrowia.
Może będzie jak dawniej, a może na zawsze straci czucie w nogach.
Nie mogłam po prostu pojechać do szpitala. Musiałam zrobić wszystko by utrzymać pracę, a poza tym i tak nie miałam pieniędzy na taką wyprawę. Zbyt dużo tego wszystkiego. Dlatego zaczęłam uciekać w używki. Ale to kontrolowałam. Gdy wszystko się ustanie przestanę brać, zdecydowanie.
Axl oparł łokcie o parapet, wystawiając dłonie na zewnątrz. Było ciepło. Nawet jak na Los Angeles.
- W porządku – odwrócił głowę w moją stronę, widocznie uznając, że nie byłam skora do rozmowy – chodź.
Zmarszczyłam brew, gdy chwycił moją dłoń, wychodząc z pokoju. Zadrżałam pod wpływem dotyku jego skóry, posłusznie idąc za chłopakiem.
- Co robisz? – spytałam, gdy już znaleźliśmy się poza domem. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
- Gotujesz w tym domu, nie mogę pozwolić byś chodziła smutna. Wtedy przypalasz jedzenie – odpowiedział, zerkając na mnie i puszczając mi oczko.
Kąciki moich ust uniosły się górze.
Milczeliśmy, idąc przez miasto. W końcu zrozumiałam, gdzie byliśmy.
- Chyba żartujesz – powiedziałam w końcu, gdy już stało się jednoznaczne, gdzie zmierzaliśmy. Axl uniósł brew.
- Boisz się?
Zadarłam głowę, wpatrując się roztaczającą się pod naszymi stopami przepaść.
Czyste szaleństwo.
Czy się bałam? Oczywiście. Spojrzałam jednak na Axla, po czym skinęłam nieznacznie głową.
- Nigdy tego nie robiłam – przyznałam, przygryzając wargę.
- Świetnie. Chodź – znów chwycił moją dłoń, schodząc w dół.
Boże.
Umrzemy tutaj.
Mimo to poszłam. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało nam się znaleźć lukę w ogromnym płocie, by móc przejść dalej.
A gdy już znaleźliśmy się pod samym napisem ,,Hollywood", nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Wow – powiedziałam, podchodząc nieco bliżej krawędzi. Dla pewności zacisnęłam palce na konstrukcji przytrzymującej litery i spojrzałam w dół.
Zakręciło mi się w głowie.
Cofnęłam się kilka kroków.
- Każdą dziewczynę tutaj zabierasz? – spytałam nieco zaczepnie, siadając na ziemi pod literą D. Wzruszył ramionami i usiadł obok. Zapaliliśmy po papierosie.
- Nie każdą – powiedział, zaciągając się dymem. Spojrzałam na niego, nieco zaskoczona. Bardziej spodziewałam się jakieś uszczypliwości z jego strony, głupiego żartu.
Wsadziłam papierosa do ust. Przez chwilę po prostu tak siedzieliśmy, ciesząc się ciszą. Nie przeszkadzała mi.
Dobrze się z nim milczało.

***

Siedziałam na łóżku, wpatrując się w okno. Już dawno zapadł zmrok. Okryłam się kocem, myśląc o dzisiejszym dniu. Nigdy wcześniej nie miałam okazji stać tak blisko napisu ,,Hollywood". Gdy teraz się nad tym zastanawiałam, zdałam sobie sprawę, jak niebezpieczne to było. W końcu nie bez powodu postawili ten ogromny płot.
Ale zrobiłabym to pewnie jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się do siebie, przygryzając wargę. Jakimś cudem, ten dzień nie był totalną katastrofą. Odkąd dowiedziałam się o wypadku taty miałam ochotę wypłakiwać sobie oczy, szczególnie, że nie mogło mnie tam być.
A dzisiaj się uśmiechałam.
Zerknęłam na zegar przy łóżku.
Już dawno po północy.
Dzisiaj, wyjątkowo nie było imprezy. Jutro zespół miał ważny występ i musieli być w pełni formy. Pewnie chcieli się wyspać.
Widziałam, jak wiele to dla nich znaczyło. Jak wiele wysiłku musieli w to wszystko włożyć. Należało im się, by w końcu zrobili kolejny krok w swojej karierze.
Szczególnie, że byli naprawdę dobrzy.
Moje nagie stopy dotknęły zimnej podłogi, gdy wstałam z łóżka. Jak na razie i tak nie zapowiadało się, bym miała zasnąć.
Zeszłam do kuchni, marszcząc brwi, gdy zobaczyłam, że światło w środku już się paliło. Oparłam się o framugę, przez chwilę obserwując Axla w milczeniu.
- Bezsenna noc? – odezwałam się po dłużej chwili. Wzdrygnął się i odwrócił głowę, patrząc na mnie. Pokiwał w końcu głową. Usiadłam na krześle obok, wzdychając cicho.
- Jutro koncert. Wasz wielki dzień – powiedziałam, łącząc dłonie na stole.
- Oby – powiedział cicho, zaciskając długie palce na szklance przed nim. Denerwował się. Nie spodziewałam się tego po nim.
- Jak nie mogłam spać mama zawsze gotowała mi mleko – powiedziałam, przechylając głowę. Spojrzał na mnie zdziwiony, unosząc kąciki ust.
- Mleko?
- Mleko. Działało. Spałam potem jak zabita – puściłam mu oczko, wstając. Wyciągnęłam butelkę z mlekiem, a Axl prychnął.
- Daj spokój. Chyba nie każesz mi tego pić – mruknął, widząc, że przelewam je do garnka. Wzruszyłam ramionami, wstawiając go na gaz.
- Czemu? Nie zaszkodzi – odpowiedziałam po chwili, opierając się o szafki. Zmierzył mnie spojrzeniem, przygryzając policzek od wewnątrz.
- Czemu nie śpisz?
Pokręciłam głową, unosząc wzrok. Przez chwilę wpatrywałam się w ścianę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jest spora szansa, że mój tata zostanie inwalidą do końca życia – powiedziałam w końcu. Objęłam się ramionami, zerkając na mojego rozmówcę. Chyba chciał coś powiedzieć, jednak gdy odwróciłam się plecami, najwidoczniej z tego zrezygnował.
Zestawiłam garnek z ognia i rozlałam mleko do dwóch kubków. Jeden z nich postawiłam przed Axlem, który przez chwilę wpatrywał się we mnie, jakbym mu dała truciznę.
- Zaufaj mi. Pij – powiedziałam, podnosząc swój własny kubek do ust. Upiłam nieco, przypominając sobie, jak mama robiła mi ciepłe mleko i siedziała ze mną, aż usnęłam.
Ciekawiło mnie, czy nadal tak robiła, gdy któreś z mojego rodzeństwa nie mogło spać.
- Przyjdziesz jutro? – spytał, po dłużej chwili ciszy.
- Mam pracę. Wątpię, by mi się udało - powiedziałam, podnosząc się z miejsca. Odstawiłam pusty kubek do zlewu i skierowałam się do wyjścia.
- Dacie jutro czadu. Czuję to – dodałam, odwracając się w stronę chłopaka. Pokiwał głową, również wstając.
- Dzięki – mruknął. Uśmiechnęłam się i wróciłam do swojego pokoju.

***

Rano wyszli wcześniej. Chcieli jeszcze poćwiczyć. Później mieliśmy się już nie zobaczyć, bo wychodziłam do pracy. Tak więc przytuliłam Slasha i Duffa, życząc im udanego występu.
Musiało im się udać.
- Będziesz wieczorem? – Lizzy wpadła do domu. Nawet już nie pukała do drzwi, po prostu wchodziła. Wzruszyłam ramionami, siadając na blacie w kuchni.
- Wątpię, by ktoś chciał przyjść za mnie do baru – mruknęłam. Żałowałam, ale cóż, praca to praca. Lizzy jednak uśmiechała się szeroko, przygryzając wargę.
- Załatwiłam to – powiedziała wesoło, poruszając brwiami.
Chwila.
Co?
- Ty... jak? – spytałam, marszcząc brwi. Zeszłam z blatu, uważnie obserwując przyjaciółkę.
- Nieważne. Ważne, że masz dzisiaj wolne i możemy iść wspierać duchowo chłopaków! – klasnęła w dłonie, przytulając mnie mocno. Zaśmiałam się cicho.
Miałam wspaniałą przyjaciółkę.

***

Wow. W klubie było naprawdę mnóstwo ludzi. Spojrzałam z uśmiechem na Lizzy, a ta puściła mi oczko. Było na tyle głośno, że trudno nam było normalnie porozmawiać.
Wypatrzyłam go w tłumie.
Uniosłam dłoń, machając wesoło. Blondynka spojrzała w tamtą stronę i zmarszczyła brwi, nachylając się w moją stronę.
- Do kogo machasz? – spytała, a właściwie wydarła się wprost do mojego ucha. Skrzywiłam się słysząc jej głośny głos, jednak odwróciłam twarz w jej stronę z uśmiechem na twarzy.
- Zaraz poznasz! – zawołałam i wstałam, widząc, że Nate kieruje się w naszą stronę.
- Cześć! – powiedział, przytulając mnie na powitanie. Spojrzał na Lizzy i podał jej rękę.
- Nathan – zawołał. Byłam pewna, że moja przyjaciółką nie usłyszała jego imienia, jednak grzecznie się uśmiechnęła.
Poprzedni zespół przestał grać. Zrobiło się nieco ciszej.
Na scenie pojawił się średniego wzrostu mężczyzna.
- Jak się bawicie?! – zawołał do mikrofonu. Odpowiedziały mu okrzyki.
- Jak myślisz, będą teraz jacyś dobrzy? – spytał Nate. Usiadł obok mnie, zerkając na scenę. Pokiwałam głową, uśmiechając się. Przez chwilę przyglądałam się jego szczupłej, nieco podłużnej twarzy. Wyglądał zupełnie inaczej niż moi koledzy, którzy zaraz mieli pojawić się na scenie. Miał krótkie, ciemne włosy i mocno zarysowaną szczękę. To właśnie w nim lubiłam. Był taki... zwyczajny, a zarazem naprawdę uroczy.
- Na pewno – powiedziałam tylko. Mężczyzna na scenie znowu przyłożył mikrofon do ust.
- A więc powitajcie zespół wieczora! Niebezpieczni i kurewsko utalentowani! Jedyni w swoim rodzaju, Guns N' Roses! – ostatnie słowa wykrzyczał. Rozległy się oklaski. Światła zgasły.
I się zaczęło.
Koncert był wspaniały. Ludzie krzyczeli, tańczyli, śpiewali razem z Axlem. Dziewczyny piszczały, wyciągając ręce ku scenie.
Nie mogło być lepiej.
Słyszałam nieraz jak grali coś w domu, ale tego nie dało się tamtego porównać do tego co właśnie widziałam. To co działo się na scenie... mieli w sobie tyle energii! W końcu razem z Lizzy także wstałyśmy, dołączając do tłumu drących się ludzi. Słyszałam dudnienie basów, a dźwięki wydawane przez Axla sprawiały, że przez moje ciało od czasu do czasu przechodził dreszcz. To było cudowne! Razem z Liz wyrzuciłyśmy w górę ręce, poruszając się w rytm muzyki. Ludzie obok nas dosłownie szaleli, by zresztą nie odstawałyśmy.
Nawet z tej odległości widziałam ich uśmiechy. Od czasu do czasu wymieniali się spojrzeniami i poklepywali do plecach, jakby chcieli dać z siebie jeszcze więcej.
Miazga.
Godzinę. Dokładnie tyle grali. Czułam, że gardło mnie bolało i że pewnie jutro nie będę mogła mówić, ale... było warto. Zdecydowanie.
- Za bardzo się drą – mruknął Nate. Uniosłam brew, wymieniając się spojrzeniami z Lizzy.
- Dla mnie są super – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
- Jak chcesz. Odprowadzić cię do domu? – spytał, najwidoczniej uznając, że nie chce ze mną dyskutować na temat chłopaków.
Na początku chciałam dostać się za kulisy, by im pogratulować, jednak zauważyłam, że wejście było pilnowane przez ochronę. Teoretycznie mogłabym powiedzieć, że przecież ich znam, ale byłam też pewna, że kilka osób postanowi wbić się na ten sam pomysł.
- Nie musisz. Pewnie i tak jeszcze pochodzimy z Lizzy. Chyba, że chcesz do nas dołączyć? – powiedziałam, zerkając na przyjaciółkę. Przewróciła oczami. Dobrze wiedziałyśmy, że impreza teraz przeniesie się do nas i to na nią Liz chciała się wybrać.
- Dam wam pogadać – puścił mi oczko i pomachał Lizzy.
Po chwili zniknął w tłumie ludzi.
- Nie powiedziałaś twojemu kochasiowi, że mieszkasz z naszymi gwiazdami, co? – mruknęła blondynka. Skierowałyśmy się w stronę wyjścia, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jakoś wypadło mi z głowy – odpowiedziałam, wyciągając papierosy.

***

Gdy wróciłyśmy do domu, impreza trwała już w najlepsze. Mieli co świętować. Uśmiechnęłam się, rozglądając po tłumie ludzi i szukając wzrokiem moich współlokatorów.
W końcu zauważyłam charakterystyczną, ciemną czuprynę. Pociągnęłam przyjaciółkę w tamtą stronę. Slash i Duff stali tam, rozmawiając z jakimiś ludźmi. Widząc nas uśmiechnęli się szeroko, rozkładając ramiona. Mocno przytuliłam Duffa, a Lizzy objęła Slasha.
- Gratuluję, było zajebiście! – zawołałam po chwili. Duff podał mi piwo, które przyjęłam z wielką ochotą.
- Byłyście? – spytał mulat. Pokiwałam głową, puszczając mu oczko.
- Nie mogłyśmy tego przegapić – powiedziałam, upijając nieco alkoholu. Wyciągnęłam Duffa z tłumu ludzi. Weszliśmy do kuchni i niemal podskoczyłam z podekscytowania.
- I co było dalej? Opowiadaj!
- No... jak zeszliśmy ze sceny, zgłosiło się do nas kilka kolesi. Gdyby nie ochroniarze, dawno by nas zgnietli – tutaj zrobił pauzę i uśmiechnął się – Lori, mamy to. Są ludzie, którzy chcą wydać nasze płyty!

***




Hmm, mam nieco mieszane uczucia co do tego rozdziału. Nie wiem czy nie poleciałam zbyt szybko z akcją i czy nie wyszło mi zbyt dużo LorixAxla. Mimo wszystko, mam nadzieję, że Wam się podoba!

Buziaki i do napisania!