sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 3

Gdy się obudziłam, zegar obok łóżka wskazywał 11:34. Uniosłam się nieco, ziewając. Dawno tak długo nie spałam, ale teraz czułam, że mogłabym przeleżeć tak cały dzień. Jednak wstałam i od razu skierowałam się do małego salonu, połączonego z kuchnią.
Saul nadal zalegał na kanapie. Jedna jego dłoń dotykała podłogi, a on sam cicho pochrapywał. Byłam pewna, że gdy się obudzi, będzie miał okropnego kaca. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Dobrze mu tak!
Zabrałam się za przygotowanie jako takiego śniadania. Jako takiego, bo w mojej lodówce nie było zbyt wiele. Udało mi się jednak znaleźć ser i trochę pomidora. A więc kanapki musiały wystarczyć.
Patrzyłam właśnie herbatę, gdy Saul jęknął cicho. Obserwowałam jak otwiera oczy i krzywi się, gdy oślepia go światło.
- Dzień dobry! – powiedziałam wesoło, stawiając na blacie dwie szklanki – witamy w świecie żywych.
- Co… kurwa, gdzieś ty mnie przywlokła?
- Byłoby miło, jakbyś docenił gest. Głodny? – spytałam, wskazując na kanapki. Brunet skrzywił się, siadając.
- Masz piwo? 
No chyba sobie żartował. Piwo? Widząc moje uniesione brwi, wzruszył ramionami. Schował twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Nie wiesz, że najlepsza na kaca jest albo koka, albo alkohol? Ustaliśmy, że tego pierwszego nie masz – mruknął. Byłam zdziwiona, że w ogóle pamiętał naszą wczorajszą rozmowę.
- Właściwie, to ustaliliśmy, że nie mam hery – przypomniałam mu łagodnie, chwytając kanapkę. Jeżeli nie chciał – jego strata. Ja byłam wystarczająco głodna.
- Czyli…? – zaczął, spoglądając na mnie pytająco. Pokręciłam głową.
- Nie. Koki też nie mam. Jestem czysta.
- Jasne – powiedział z powątpiewaniem.
A co to miało znaczyć?
Nie powiedziałam jednak niczego, podchodząc bliżej.
- Tam jest łazienka. Ogarnij się. Czuć od ciebie sam alkohol i też nie wyglądasz zbyt dobrze – mruknęłam, przyglądając mu się przez chwilę. Podkrążone oczy, poczochrane włosy. Wyglądał okropnie.
- Dzięki. Jesteś po prostu, kurwa, urocza – powiedział, jednak posłusznie skierował się we wskazaną przeze mnie stronę.
No. Grzeczny chłopiec. Uśmiechnęłam się do siebie, pałaszując kanapkę i myśląc, że dawno nie jadłam nic tak dobrego. Gdy już się najadłam objęłam dłońmi kubek z herbatą. Upiłam kilka łyków i musiałam ją odstawić, bo rozległo się pukanie do drzwi.
Nucąc pod nosem Angie od Stonsów otworzyłam drzwi. Za nimi stał nie kto inny jak Axl. Opierał się o ścianę, żując gumę.
- Jest tutaj ten idiota? – spytał zamiast przywitania i po prostu wszedł do środka.
Jak miło.
Zamknęłam drzwi za nieproszonym gościem i splotłam ręce na klatce piersiowej.
- Bierze prysznic – powiedziałam w końcu, widząc, że rudzielec nie ma zamiaru się stąd wynieść. Uśmiechnął się, rozglądając po pokoju.
- Ładnie tu nawet masz, barmanko. O, kanapki! – zatarł dłonie, podchodząc do talerza. Zaczął pałaszować kanapki, po czym uniósł wzrok, patrząc na mnie.
- Masz piwo? 
Prychnęłam. Co oni mają z tym piwem? Pokręciłam głową, siadając na krześle. Świetnie. Sprowadziłam sobie do domu pijanego Slasha, a teraz miałam na głowie jego i jego rudego kolegę. Brakowało mi tutaj jeszcze reszty zespołu i impreza może się zaczynać!
- Saul! – zawołał Axl, podnosząc się z miejsca. Mulat właśnie wszedł do pokoju, bez koszulki, ręcznikiem osuszając mokre włosy – stary, do chuja! Nie wiedzieliśmy gdzie się zaszyłeś. Ktoś mi powiedział, że miałeś odlot w barze i tak pomyślałem, że znajdę cię tutaj – naprawdę, chyba nie chciałam pytać, skąd wziął mój adres.
- Tak wyszło – Slash wzruszył ramionami, uśmiechając się do Axla – pewna przemiła barmanka postawiła mnie przenocować – tutaj spojrzał w moim kierunku i puścił mi oczko. Mimowolnie się uśmiechnęłam, przekrzywiając głowę.
- Zaprosiłaś go do swojego domu? Czuję się zraniony – mruknął rudzielec.
- Serio? Pamiętasz chociaż jak mam na imię? – spytałam, unosząc brew. Ten zamyślił się, przygryzając policzki od wewnątrz.
- L… Lara? Lira? Lola? – zaczął wymieniać, bezradnie rozkładając ręce.
No właśnie. Tego się spodziewałam.
- Dzięki, Lori – Slash spojrzał na mnie, nieco poważniejąc. Uśmiechnęłam się, podchodząc do chłopaka.
- Nie ma sprawy. Tylko następnym razem nie upijaj się aż tak. Ciężko cię prowadzić.
- Następnym razem? – zawołał Axl – co ty, robisz teraz za jego niańkę? Stary, ubieraj się. Mamy zaraz próbę – dodał szybko, zerkając na mulata. Ten pokiwał głową i znowu zniknął w łazience.
- Taaa, więc… dobrze, że jednak nie musiał spać.. gdziekolwiek – mruknął rudzielec. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, słysząc te słowa.
- Zabrzmiało prawie jak podziękowania z twojej strony – oznajmiłam wesoło, łącząc dłonie za plecami. Axl zmrużył oczy, kręcąc głową.
- Wszystko jedno. Powiedź temu idiocie, że czekam na dole – puścił mi oczko, odwracając się i wyszedł z mieszkania.
Okej. Oficjalnie zdobyłam naprawdę popieprzonych nowych znajomych.
***
Wtorkowy wieczór. W końcu miałam wolne. Uśmiechnęłam się do siebie, przeciągając na łóżku. Mogłabym tak spędzić chyba cały dzień, ale najwyższy czas się podnieść.
Inaczej Lizzy mnie zabije. Wiedziałam, jak bardzo chciała iść na ten cholerny koncert. No i w sumie byłam ciekawa co grają i jak im to wychodzi. W Los Angeles było mnóstwo początkujących zespołów, ale mało komu udawało się wyjść poza granie w klubach. I to przeważnie w pustych klubach.
Kończyłam właśnie się przygotowywać, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam moją przyjaciółkę, uśmiechniętą od ucha do ucha.
Wpuściłam ją do środka, po czym wróciłam do rozczesywania włosów.
- Uwielbiam koncerty! – zapiała mi do ucha, przytulając się do moich pleców. Jęknęłam cicho, gdy poczułam, jak dziewczyna mnie dusi.
- Gorzej jak będziemy jedyną publicznością – zauważyłam. Liz tylko wzruszyła ramionami.
- No to co? Przynajmniej nas zobaczą! – powiedziała radośnie. Pokiwałam głową, a ta wyrwała mi grzebień z ręki.
- Wyglądasz już ślicznie! Chodź, bo się spóźnimy! – z tymi słowami wyciągnęła mnie z domu. Zapaliłyśmy po papierosie, idąc zatłoczonym chodnikiem.
- Więc, czemu tak ci zależy? To tylko koncert. A poza tym, już i tak zapomniałaś o Saulu – powiedziałam, zaciągając się dymem. Dziewczyna westchnęła, kręcąc głową.
- No i co? Chcę ich zobaczyć i tyle – powiedziała to takim tonem, jakby była to najbardziej oczywista rzeczy na świecie.
Jak uważała.
W końcu dotarłyśmy na miejsce. Spodziewałam się jakiegoś baru. Nie meliny. Nie byłam pewna czy chciałam tam wejść, ani czy koncerty, które tam się odbywały były w ogóle legalne.
- No chodź! – Liz chwyciła mnie za dłoń i musiałam za nią ruszyć. Uniosłam brew, ledwo co widząc w ciemności.
Prowizoryczna scena zajmowała najwięcej miejsca. Oprócz nas stało tam już kilkanaście osób. Pośród nich krążyło kilka mężczyzn. Wcale się nie kryli, że sprzedają narkotyki. Gdziekolwiek się nie rozejrzałam, widziałam białe proszki i tabletki w torebeczkach.
Coraz ciekawiej.
Coraz więcej osób się pojawiało i szczerze mówiąc, byłam nieco zdziwiona. W końcu było nas około pięćdziesięciu. Jak na początkujący zespół.. całkiem nieźle.
Na scenie pojawił się jakiś człowiek. Wysoki brunet. Uśmiechał się od ucha do ucha, w dłoniach trzymał mikrofon.
- Jak się bawicie?! – zaczął. Kilka osób odpowiedziało mu okrzykami – świetnie! Więc czas na rozwalenie tego miejsca! Powitajcie Guns N’ Roses! – rozległo się kilka pisków. Zaczęłam się zastanawiać, ile osób wcześniej było na koncercie chłopaków?
I zaczęli grać.
O ile na początku byłam do tego dość negatywnie nastawiona, musiałam przyznać, że naprawdę mieli potencjał. Slash świetnie grał. Izzy nie odstawał. Duff dawał radę na basie, a Steven na bębnach. Nieźle.
A Axl zaczął śpiewać głosem, o który naprawdę bym go nie posądziła.
- Wow – wyszeptałam do siebie. Był dobry. Był cholernie dobry! Zaczęłam podrygiwać w rytm muzyki, czując jak mnie przepełnia.
Dziesięć minut mi wystarczyło, bym uznała, że naprawdę byli zajebiści.
Nie było nam dane jednak długo się bawić.
Na dworze rozległy się syreny, a w oknach odbijały się czerwono-niebieskie światła.
- Kurwa! – wrzasnął Axl do mikrofonu, rzucając nim o scenę. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje, a ludzie zaczęli się pchać.
Ktoś zacisnął palce na moim nadgarstku. Spróbowałam chwycić dłoń Lizzy, jednak moja dłoń natrafiła tylko na powietrze.
Nie myślałam o tym co robię, po prostu zaczęłam biec za osobą, która nadal ściskała moją rękę. W głowie miałam tylko, by się stamtąd wydostać.
Nielegalny koncert i narkotyki. Kto wie co jeszcze… tak, zdecydowanie wolałabym nie wpaść teraz w ręce policjantów.
Wydostaliśmy się z budynku. Tylnym wyjściem. Dopiero teraz mogłam spojrzeć na osobę, która mnie wyciągnęła.

- Axl?! – zawołałam, zdziwiona. Rudzielec przyłożył palec do ust, pokazując mi, że mam być cicho.
***

Szampańskiej zabawy sylwestrowej i oby przyszły rok przyniósł Wam wszystko co najlepsze, kochani! ♥ 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz