Saul
-
Myślisz, że jednorożce naprawdę srają tęczą?
Uniosłem
wzrok, przez chwilę w milczeniu wpatrując się w Stevena. Co do chuja? Widząc,
że mu się przyglądam, pewnie z dość dziwną miną, ponowił swoje pytanie.
Pociągnąłem łyk piwa z butelki przede mną. Dzięki alkoholowi mogłem myśleć. No
i bez niego czułem się cholernie niepewny siebie. Serio. Ja. Niepewny. Ale nikt
nigdy nie widział mnie w pełni trzeźwego, więc sekret ciągle pozostawał
sekretem.
-
Nie wiem, stary. Zapytaj jakiegoś – mruknąłem, znowu pochylając się nad
kartkami.
Coś
mi nie pasowało.
Axl
i Izzy podrzucili mi tekst nowej piosenki. Zagryzłem policzek, próbując znaleźć
moment, który mi zgrzytał, ale ni chuja mi to nie szło.
-
Masz cracka? – spytałem, marszcząc brwi. Pytanie retoryczne. Czasem miałem
wrażenie, że Steve był lepiej zaopatrzony niż Izzy. Po koce zawsze lepiej mi
się myślało. Dawało kopa, a właśnie teraz tego potrzebowałem.
-
Co robicie? – Lori usiadła obok mnie, biorąc do ręki kartki. Zabrała się za
czytanie tekstu, a Alder właśnie podał mi proszek.
Idealnie.
Wciągnąłem,
przez chwilę czekając na efekt. Zauważyłem wzrok Lori, gdy obserwowała moje
poczynania, przygryzając wargę. Odchrząknęła. Pewnie nawet nie zauważała, że
gdy marszczyła brwi, na jej czole tworzyła się pojedynka zmarszczka.
-
Nie wydaje ci się, że ostatnio bierzesz trochę za dużo? – powiedziała cicho.
Wzruszyłem ramionami, odbierając od niej kartki.
Mieszkaliśmy
razem już ponad dwa tygodnie. Zleciało szybko. Lori się przyzwyczaiła do nas i
do naszych zachowań. Chyba nawet większość z nich zaakceptowała i coraz lepiej
czuła się w naszym towarzystwie.
-
Nie – odpowiedziałem – to pomaga mi myśleć, nic poza tym. Poza tym… -
przyjrzałem się jej uważnie – czy ty nie masz czerwonych oczu? Jesteś na haju?
Nie
spodziewałem się, że bezradnie spuści wzrok, przez chwilę wpatrując się w swoje
palce. Dopiero teraz zauważyłem, że dłonie jej drżały.
-
Lori, myślisz, że wróżki istnieją? – spytał Adler. Co? Tyle tego wciągał, że
chyba naprawdę zaczęło mu padać na mózg.
-
Zamknij ryj – mruknąłem i korzystając z chwili nieuwagi blondyna, zwinąłem
leżący przed nim woreczek.
Trochę
zaczynał mnie martwić.
-
Nie wiem czy wróżki istnieją, Steven – mruknęła, wstając. Miała poważną twarz i
cała jej pogoda ducha po prostu zniknęła.
-
Myślę, że istnieją.
Prychnąłem,
słysząc Stevena. Naprawdę, chyba za bardzo się naćpał i zaraz pewnie będzie
miał jeszcze głębsze rozkminy, których chyba nie do końca chciałem słuchać.
Podniosłem się z miejsca, akurat gdy w salonie pojawił się Duff. Zmarszczył
czoło, przez chwilę przyglądając się Stevenowi. Spojrzał na mnie. Wzruszyłem
ramionami. Co niby miałem mu powiedzieć?
-
Jak piosenka? – spytał w końcu Duff. Cieszyłem się, że nie poruszył tematu.
-
Coś tutaj zgrzyta – mruknąłem, podając mu kartki. Pokiwał głową, przez chwilę
czytając w milczeniu.
-
Yhym. Chodź. Zrobiłbym to tak… - mruknął, prowadząc mnie do kuchni.
***
Ten
koncert mógł być dla nas wszystkim. Graliśmy za dwa dni i był wyjątkowy z
pewnych względów. Po pierwsze, wtedy będzie piątek. W piątki zawsze było sporo
ludzi w klubach. My przeważnie graliśmy jako pierwsi w poniedziałki albo wtorki
– wtedy dla odmiany ludzi było mało. Jak na koncercie pojawiło się więcej niż
dziesięć osób to było z czego się cieszyć.
Po
drugie, chodziły ploty, że na widowni mają być ludzie, którzy naprawdę się
liczą. Jeżeli damy z siebie wszystko, może uda nam się zdobyć w końcu jakieś
kontakty?
Zespół
był dla nas wszystkim. Wiedziałem, że większość ludzi uważała, że to dla nas
zabawa, ale to była cholernie ciężka praca – w końcu piosenki same się nie
napiszą. Codzienne imprezy były tylko dodatkiem. Wiedzieliśmy, że jeżeli
chcieliśmy osiągnąć sukces, to najpierw musieliśmy na niego zapracować.
Oparłem
się o ścianę, paląc papierosa. Pomyślałem o naszym wokaliście. Axl miał
diabelnie dobry głos. Nie znałem nikogo, kto mógł tak nim manipulować. Gdy
znajdzie kogoś, kto mu pomoże, wskaże odpowiedni kierunek, to naprawdę może
stać się ewenementem.
Potem
był Duff. Dobry basista. Jeszcze trochę mu brakowało, ale nadrabiał charyzmą. I
miał swój styl. O wiele bardziej podobała mi się praca z nim, niż jakimś super
technicznie kolesiem, który powtarzał tylko schematy. Duff przynajmniej
wiedział do czego dążył.
No
i Izzy. Gitara rytmiczna. Cholera, naprawdę nieźle się uzupełnialiśmy. Dobrze
mi się z nim grało, chłopak zdecydowanie wiedział co robi.
Steven.
Steven.
Odkąd
go znałem, ciągle powtarzał, że do szczęścia wystarczy mu kilka dziwek i crack.
Ostatnio zaczynałem się przekonywać, że wcale nie żartował. Był dobrym
perkusistą. Cholernie dobrym. Miałem tylko nadzieję, że nie pozwoli, by dragi
wyżarły mu resztę mózgu.
Spaliłem
resztę fajki i wróciłem do domu.
-
Czemu nie ma obiadu? – Axl wszedł do środka, łupiąc na pustą kuchnię. Zaśmiałem
się w duchu. Przyzwyczailiśmy się, że Lori gotowała i wychodziło jej to coraz
lepiej. Jeżeli chodziło o nas, to jajecznica to maksimum naszych umiejętności,
chociaż i tak jeszcze nie do końca odkryłem, jak zrobić by była idealnie
ścięta.
No
dobra. Duff potrafił gotować, ale chyba uznawał, że picie piwa jest o wiele
ciekawsze.
Wzruszyłem
ramionami, biorąc do ręki jabłko. Przyjrzałem się przy tym Axlowi i ni cholerę
nie mogłem rozkminić czemu miał na sobie spódniczkę. Ale chyba wolałem nie
pytać.
-
Spytaj Lori – mruknąłem tylko, puszczając mu oczko.
Jak
na zawołanie, dziewczyna pojawiła się na dole. Wbiegła do kuchni, znowu
szczęśliwa. Ostatnio jej nastroje były prawie tak samo zmienne jak Axla – a to
już wyczyn.
-
Wiecie – zaczęła, podskakując w miejscu – Izzy dał mi naprawdę niezłe coś,
powinniście spróbować! – zawołała, nucąc coś nosem. Wymieniliśmy z Rose’m
spojrzenia.
-
Co wzięłaś? – spytałem w końcu spokojnie, gryząc jabłko.
-
No właśnie! I czemu nie ma obiadu? – dodał Axl, wymownie patrząc na brunetkę.
Ta westchnęła, przestając nucić. Pokręciła głową, cmokając cicho.
-
Masz rączki, Rose. Zrób coś! – zawołała, wskakując na blat i rozsiadając się na
nim wygodnie. Odpowiedź jak nic nie zadowoliła tej upartej wiewióry, bo zmarszczył
brwi. Pewnie jakby wzok mógłby zabijać, już byłaby martwa.
Wygodnie
rozsiadłem się na krześle, wkładając do ust papierosa. Czekałem na ciąg dalszy.
-
Chyba kpisz! – niemal zaskrzeczał w końcu– Lori, jesteśmy głodni.
-
Masz jabłko – powiedziałem, rzucając w niego czerwonym owocem. Nawet nie
zawracał sobie głowy, by je złapać.
-
To słodkie, naprawdę – odezwała się dziewczyna, kiwając z zadowoleniem głową –
przyzwyczailiście się do mnie i nie możecie beze mnie żyć!
-
Co, kurwa? – mruknął Axl, wyciągając z lodówki piwo. Pokręcił głową,
przeglądając półki.
-
Chodźmy na pizzę – zaproponowałem po prostu. Przecież nie musieliśmy jadać w
domu.
-
Ktoś powiedział pizza? – do kuchni wparował Izzy. Ubrał koszulkę tyłem do
przodu i chyba nawet o tym nie wiedział.
Nieważne.
Upiłem spory łyk piwa, kiwając głową.
-
Musimy! Ktoś nie zrobił obiadu – tu spojrzał na Lori – bo ktoś kogoś naćpał! –
tutaj rzucił spojrzenie Izzy’emu.
Brunet
zachichotał.
Kurwa.
Nie
wiedziałem, że on chichocze. Zawsze myślałem, że ma coś z twarzą i po prostu
nie może się uśmiechać.
-
Ja pierdolę, ruszcie dupy w końcu, a Ty, rudy chuju się zamknij – mruknąłem,
wstając. Axl zmierzył mnie spojrzeniem, mrużąc oczy.
-
Cicho, pudlu – odpyskował, przechodząc obok.
-
Hej, panowie – Lori pokręciła głową, stając przede mną – nie sądzicie, że z
Axla byłaby niezła laska? Ma niezłe nogi w tej kiecce.
***
W
końcu udało się wszystkich zebrać. Znaleźliśmy Duffa, drzemiącego na chodniku
przed domem i Stevena, który zaszył siedział w wannie i rozmawiał ze swoimi
jednorożcami. Czasem czułem się przy nich zbyt normalny.
Tak
więc siedzieliśmy w pizzerii. Obsługa rzucała nam niepewne spojrzenia, słysząc
głośne śmiechy i rozmowy. No i na pewno znaczenie miał fakt, że paliliśmy
papierosy, a wspominali coś, że chyba nie wolno. Oczywiście, to nie miało
znaczenia. Pokazałem im tylko co o tym sądzę, wystawiając w górę środkowy palec
i chyba bali się zwrócić nam znowu uwagę.
I
dobrze.
-
Dobra, wy małe kurwiki – zaczął Duff, uśmiechając się – i oczywiście, miłe
panie – tutaj wskazał Lori i Axla. Wokalista prychnął cicho, jednak o dziwo nie
postanowił odpowiedzieć jakąś równie mało śmieszą ripostą – mamy pojutrze
jebany koncert. I musimy dać z siebie, kurwa, wszystko, jasne? – oczywiście,
wszyscy zgranie pokiwali głowami, wydając z siebie okrzyki zadowolenia. Wypuściłem
z płuc obłoczek dymu, kiwając z zadowoleniem głową. Palce aż mnie świerzbiły by
znowu położyć je ukochanej gitarze i po prostu coś zagrać. Jeszcze trochę i
będziemy sławni! Nie było innej opcji.
-
A potem się napierdolę i zaproszę do nas cały burdel – mruknął rozmarzony
Steven, zabierając się za pałaszowanie pizzy. Nikt nie protestował. Lori tylko
rzuciła mu karcące spojrzenie, ale chyba nawet tego nie zauważył.
-
Przepraszam bardzo – rozległ się głos nad nami. Uniosłem głowę, wpatrując się w
pryszczatego bruneta przy stoliku – można prosić o ciszę? Klienci się skarżą.
Nie
mogłem się nie uśmiechnąć. Wyciągnąłem nawet papierosa z ust. Przez chwilę
każdy z nas milczał, pewnie myśląc o tym samym.
A
więc w końcu ktoś odważył się nam zwrócić uwagę. Trwało to kurewsko długo.
Czując, że byłem jedynym członkiem zespołu, który w miarę był normalny,
pokiwałem głową na boki, podnosząc się z miejsca.
-
Ależ oczywiście. Prosić zawsze można – odrzekłem, splatając dłonie za głową.
Kelner zmarszczył tylko brwi, rzucając reszcie towarzystwa szybkie spojrzenie,
po czym znowu skupił wzrok na mnie.
-
To znaczy, że się uspokoicie? Inaczej będziemy zmuszeni… wyprosić państwa z
lokalu – przy ostatnich słowach głos mu zadrżał. Zaśmiałem się cicho, na powrót
wsadzając papierosa do ust.
-
Na miłość boską, zamknijcie się – powiedziała Lori, widząc, że tym razem Duff
otworzył usta. Spojrzała na kelnera, machając na nas dłonią – oni tak mają,
przepraszamy. Postaramy się być ciszej.
Kelner
pokiwał głową z ulgą odchodząc od stolika. Axl natomiast uniósł brwi, patrząc
na brunetkę z szeroko otwartymi oczami.
-
Kurwa, pojebało Cię?! – zawołał, na co Duff uderzył otwartą dłonią w tył głowy
rudzielca.
-
Jak się zwracasz do kobiety? – blondyn spojrzał na Lori – wybacz mu, nie ma w
sobie ani grama kultury – dodał, przykładając dłoń do serca. Dziewczyna nie
mogła się nie uśmiechnąć na ten widok, puszczając oczko basiście.
-
Wybaczone! – powiedziała wesoło. Axl natomiast rozmasował tył głosy, mrucząc
pod nosem wszystkie znane mu przekleństwa.
Lori
Ostatnie
dwa tygodnie minęło jak z bicza strzelił. Były intensywne i, niestety, dla mnie
też pełne nerwów.
Coraz
częściej uciekałam więc w alkohol i narkotyki. Imprezy, które wyprawiali moi
współlokatorzy były do tego świetną okazją. Miałam okazję by się napić,
wciągnąć co nieco i zapomnieć o wszystkim co się działo.
Idealnie.
Jedyną
formą normalnego spędzania czasu były dla mnie spotkania z Nate’m. Chłopak był
naprawdę w porządku. Lubiłam z nim rozmawiać, ale nadal bałam się jego reakcji,
gdy dowie się z kim spędzałam część swoje czasu. Za każdym razem, gdy chciał
odprowadzić mnie do domu, znajdowałam jakąś wymówkę.
Otworzyłam
okno i zapaliłam papierosa. Nie lubiłam, gdy potem pozostawał dym, a ja
musiałam się w nim gnieździć. Tak więc stanęłam przy parapecie, rozkoszując się
dymem papierosowym, który pozwolił mi odprężyć się chociaż przez kilka chwil.
-
Lori?
Odwróciłam
się, słysząc głos Axla za plecami. Zmarszczyłam brwi, przez chwilę
zastanawiając się, jaki dzisiaj będzie. W ciągu ostatnich tygodni zdążyłam
zauważyć, że jego wahania nastrojów wpływały na nas wszystkich. Gdy był w
dobrym humorze, wszystko świetnie się układało.
Ale gdy w bojowym nastroju, wszyscy stawali się jacyś markotni. Usuwali się w cień, próbując jakoś przetrwać bez wszczynania kłótni.
Ale gdy w bojowym nastroju, wszyscy stawali się jacyś markotni. Usuwali się w cień, próbując jakoś przetrwać bez wszczynania kłótni.
-
Cześć – mruknęłam, widząc, że chyba nie miał ochoty się kłócić. Lubiłam spędzać
z nim czas, gdy zachowywał się normalnie. Dostrzegłam, że nieco się różnił od
reszty zespołu. Jakby był bardziej wrażliwy, ale robił wszystko, by to ukryć
przed naszymi oczami.
Na
początku bałam się rozmów z nim. Byłam wtedy dość spięta. Ciągle miałam w tyle
głowy, że wylądowałam w jego łóżku, gdy tylko się poznaliśmy, a fakt, że
niczego nie pamiętałam, jeszcze bardziej mnie irytował. Axl natomiast
zachowywał się, jakby nic się nie stało. Cóż, dla niego to pewnie było ,,nic”. Co
noc miał inną laskę.
W
końcu jednak przekonałam się, że rozmowy z nim wcale nie były takie złe i
zaczynałam powoli akceptować, że co się stało to się nie odstanie.
-
W porządku? – przeszedł przez pokój i stanął obok mnie, zapalając papierosa.
Pokiwałam głową, wyrzucając swój niedopałek przez okno.
Zapaliłam
kolejną fajkę i odezwałam się dopiero jak już się zaciągnęłam i wypuściłam dym
z płuc.
-
Bywało lepiej – powiedziałam w końcu.
Kilkanaście
dni temu rozmawiałam z mamą. Powiedziała, że tata miał wypadek, że jest w
szpitalu. Nie przekazała mi zbyt wielu informacji przez telefon, wiedziałam
tylko, że lekarze dawali mu średnie szanse na całkowity powrót do zdrowia.
Może będzie jak dawniej, a może na zawsze straci czucie w nogach.
Może będzie jak dawniej, a może na zawsze straci czucie w nogach.
Nie
mogłam po prostu pojechać do szpitala. Musiałam zrobić wszystko by utrzymać
pracę, a poza tym i tak nie miałam pieniędzy na taką wyprawę.
Axl
oparł łokcie o parapet, wystawiając dłonie na zewnątrz. Było ciepło. Nawet jak
na Los Angeles.
-
W porządku – odwrócił głowę w moją stronę, widocznie uznając, że nie byłam
skora do rozmowy – chodź.
Zmarszczyłam
brew, gdy chwycił moją dłoń, wychodząc z pokoju. Zadrżałam pod wpływem dotyku
jego dłoni, posłusznie idąc za chłopakiem.
-
Co robisz? – spytałam, gdy już znaleźliśmy się poza domem. Uśmiechnął się,
wzruszając ramionami.
-
Gotujesz w tym domu, nie mogę pozwolić byś chodziła smutna. Wtedy przypalasz
jedzenie – odpowiedział, zerkając na mnie i puszczając mi oczko.
Kąciki
moich ust uniosły się górze.
Milczeliśmy,
idąc przez miasto. W końcu zrozumiałam, gdzie byliśmy.
-
Chyba żartujesz – powiedziałam w końcu, gdy już stało się jednoznaczne, gdzie
zmierzaliśmy. Axl uniósł brew.
-
Boisz się?
Zadarłam
głowę, wpatrując się roztaczającą się pod naszymi stopami przepaść.
Czyste szaleństwo.
Czyste szaleństwo.
Czy
się bałam? Oczywiście. Spojrzałam jednak na Axla, po czym skinęłam nieznacznie
głową.
-
Nigdy tego nie robiłam – przyznałam, przygryzając wargę.
-
Świetnie. Chodź – znów chwycił moją dłoń, schodząc w dół.
Boże.
Umrzemy
tutaj.
Mimo to poszłam. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało nam się znaleźć lukę w ogromnym płocie, by móc przejść dalej.
Mimo to poszłam. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało nam się znaleźć lukę w ogromnym płocie, by móc przejść dalej.
A
gdy już znaleźliśmy się pod samym napisem ,,Hollywood”, nie mogłam się nie
uśmiechnąć.
-
Wow – powiedziałam, podchodząc nieco bliżej krawędzi. Dla pewności zacisnęłam
palce na konstrukcji przytrzymującej litery i spojrzałam w dół.
Zakręciło
mi się w głowie.
Cofnęłam
się kilka kroków.
-
Każdą dziewczynę tutaj zabierasz? – spytałam nieco zaczepnie, siadając na ziemi
pod literą D. Wzruszył ramionami i usiadł obok. Zapaliliśmy po papierosie.
-
Nie każdą – powiedział, zaciągając się dymem. Spojrzałam na niego, nieco
zaskoczona. Bardziej spodziewałam się jakieś uszczypliwości z jego strony,
głupiego żartu.
Wsadziłam
papierosa do ust. Przez chwilę po prostu tak siedzieliśmy, ciesząc się ciszą. Nie
przeszkadzała mi.
Dobrze się z nim milczało.
Dobrze się z nim milczało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz