sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 8

Robiłam kolejną porcję kanapek. Naprawdę, byłam w szoku, widząc, ile byli w stanie pomieścić, zupełnie jakby przez tydzień nie widzieli jedzenia.
Uśmiechnęłam się do Duffa, Stevena i Izzy’ego, którzy już siedzieli przy stole. Naturalnie nie popijali kanapek herbatą jak normalni ludzie, tylko piwem. Nie skomentowałam jednak tego, stawiając drugi talerz z kanapkami na blacie.
Na dole pojawił się Slash, a tuż za nim Axl. O dziwo nie był naburmuszony, a nawet wydawało się, że jakby się uśmiechnął.
- Na litość boską, Saul, ubierz się – mruknęłam. Gitarzysta miał na sobie tylko bokserki. Nie założył ani spodni, ani koszulki, co naprawdę mi nie pomagało.
- Przynajmniej je mam – puścił mi oczko. Udałam, że wymiotuję, a brunet zaśmiał się cicho, zajmując miejsce obok Duffa.  
- Pracujesz dzisiaj? – spytał blondyn, unosząc na mnie wzrok znad kanapek. Pokręciłam głową, siadając obok niego. Objęłam dłońmi kubek z herbatą.
- Ostatni dzień wolnego – mruknęłam, upijając nieco ciepłego napoju. Saul westchnął cicho, upijając łyk piwa z butelki Izzy’ego. Ten burknął pod nosem, by przyniósł sobie swoje.
- Zazdroszczę. Zacząłem pracować w kiosku – mruknął, krzywiąc się.
- Lepsze to niż mycie samochodów – odezwał się Steve. Zmarszczyłam brwi, orientując się, że chyba do tej pory nie słyszałam, by w ogóle coś mówił.  
- Mogę was wciągnąć w interes. Oprócz ciebie – Izzy wskazał na Stevena, który wywinął wargę do przodu.
- Nie papram się tym gównem – mruknął Axl, zerkając na bruneta. Przyjrzałam się Izzy’emu. Nie wyglądał jak typowy ćpun. Oczywiście, nie miałam wątpliwości, że brał, ale zdawało mi się, że były to o wiele mniejsze dawki niż brali inni. Może w ten sposób zachowywał jasność umysłu i był w stanie lepiej funkcjonować?
- Kto robi dzisiaj zakupy? – luźno spytał Duff. Saul uniósł głowę, patrząc na blondyna ze zdziwieniem.
- Po co? Mamy mnóstwa piwa – mruknął.
- A jedzenie, głąbie? Nie mamy jedzenia!
Nie wiedząc czemu, wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku. Zacisnęłam mocniej wargi, kiwając głową.
- W porządku – powiedziałam w końcu, kiwając głową. Miałam wolne, więc mogłam wybrać się na zakupy.
- Świetnie! – zawołał z entuzjazmem Izzy. Podniósł się ze miejsca – panowie, próba – obwieścił, kierując się w stronę wyjścia z domu, po drodze chwytając futerał z gitarą.
Muzycy powoli się rozchodzili, aż w końcu ze mną został tylko Axl. Przyglądałam się jak ten zapala papierosa.
- Słuchaj, Lori – zaczął – chcę jogurt. Malinowy.
- Poproszę – powiedziałam, zakładając nogę na nogę. Rudzielec zmarszczył brwi, patrząc na mnie przez chwilę ze zdziwieniem.
- Co?
- Poproś, a dostaniesz.
- Chyba cię kur… - urwał, widząc moje spojrzenie. Przygryzł wargę, kiwając głową – w porządku. Poproszę – zaakcentował ostatnie słowo, a ja uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
Od razu lepiej. Wyminęłam Axla, puszczając mu przy tym oczko.
***
Miałam dobry humor. Wczorajsza randka z Natem była naprawdę udana. Od razu załapaliśmy wspólny język i dobrze nam się rozmawiało. Poszliśmy na kolację, do Grilla. Nie była to najlepsza restauracja, ale mi wystarczyło. Zamówiliśmy po burgerze i rozmawialiśmy przez cały wieczór. O wszystkim. O mnie, o nim, o tym co robiliśmy w życiu. Co prawda, nie powiedziałam mu, że mieszkam właśnie z przyszłymi gwiazdami rocka. Nie byłam pewna, jak to przyjmie.
Gdy o tym myślałam, zdałam sobie sprawę z tego, że Nate był całkowitym przeciwieństwem moich współlokatorów. Był miły, grzeczny i nie wszczynał bójek. No i się nie upijał. I nie ćpał. Miał stałą pracę.
Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Wybierałam właśnie jogurty dla Axla, gdy usłyszałam zadowolony głos za plecami.
- Ktoś tu jest dzisiaj szczęśliwy! – odwróciłam się, uśmiechając do Lizzy. Dziewczyna cmoknęła mój policzek.
- Jak tam? Jeszcze nie zdemolowali domu? – spytała wesoło. Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho.
- Jeszcze nie. Ale już wczoraj była wielka impreza – mruknęłam, na co Liz szeroko otworzyła oczy.
- No co ty? I mnie na niej nie było? – powiedziała zawiedziona.
- Wpadnij dzisiaj. Idę o zakład, że zrobią powtórkę – skrzywiłam się nieco na tę myśl. Naprawdę, nie miałam pojęcia jakim cudem mogli imprezować przez całą noc, rano mieć próbę, a potem jeszcze iść do pracy. A potem kolejna próba, oczywiście. Ja byłam wykończona po jednej imprezie, a dla nich to chleb powszedni.
- Pracuję do wieczora. O ile nie padnę, to na pewno przyjdę! – zawołała, zerkając na zegarek. Zacmokała cicho, kręcąc głową – a propos. Muszę lecieć. Jak kolejny raz się spóźnię chyba mnie wywalą. Do zobaczenia! – pomachała mi i po chwili zniknęła z pola widzenia.
***
- Kupiłaś mi jogurt?
Uniosłam wzrok znad książki. Axl właśnie wszedł do domu i od razu skierował się w stronę lodówki.
- Ciebie też miło widzieć – mruknęłam w odpowiedzi. Założyłam odpowiednią stronę i odłożyłam książkę.
- Tak, tak – mruknął rudzielec. Otworzył lodówkę i uśmiechnął się do siebie, wyciągając jogurt. Po chwili zwalił się na kanapę obok mnie, kładąc nogi na stoliku. Wyciągnął papierosa i podał mi paczkę.
Już po chwili zaciągaliśmy się dymem. Odchyliłam nieco głowę, uśmiechając się do siebie.
- Robicie dzisiaj imprezę? – przerwałam milczenie, zerkając na Axla. Ten przez chwilę nie odpowiadał, tylko kiwając głową.
- Nie wierzę, że zadajesz to pytanie – mruknął w końcu. Zauważyłam, że się uśmiechnął, zamykając powieki.
- Zadaję, bo jutro idę do pracy – przypomniałam mu, kładąc dłoń na oparciu kanapy. Chłopak wzruszył ramionami, unosząc papierosa do ust.
- No to co. My też.
***
Oczywiście, impreza się odbyła. Na początku zastanawiałam się, czy nie przesiedzieć jej w pokoju.
I jasne było, że nie ma takiej opcji.
Po pierwsze, nie wytrzymałabym. Nie byłam typem osoby, która siedziała spokojnie, gdy wszyscy się bawili.
Po drugie i chyba najważniejsze, muzyka po prostu była zbyt głośno. Nie słyszałam nawet swoich myśl.
Teraz ani trochę nie żałowałam. Poznawałam znajomych gunsów i z większością naprawdę dobrze się dogadywałam.
Pociągnęłam spory łyk piwa, przechodząc do kuchni. Tutaj było trochę mniej ludzi i mogłam poświęcić chwilę na to, by się ogarnąć. Nie wiedziałam ile już wypiłam, ale było mi z tym cholernie dobrze.
- Lori!
Odwróciłam się, słysząc głos przyjaciółki. Lizzy przyszła zgodnie z zapowiedzią.
- Hej! Udało ci się! – cmoknęłam jej policzek i wyciągnęłam z lodówki piwo. Podałam je Liz, a ona ochoczo pociągnęła spory łyk.
- Nie mogłam tego przegapić – powiedziała, kiwając głową. Zaśmiałam się cicho, machając Izzy’emu, który właśnie pojawił się obok nas.
- Chyba nie miałem przyjemności – uśmiechnął się do Liz. Przewróciłam oczami. No nie, błagam. Nie kolejny.
- Izzy, nie próbuj – mruknęłam w stronę bruneta. Ten wywrócił oczami, podając mi woreczek z białą substancją.
- Wyluzuj, Lori, wyluzuj – powiedział tylko, puszczając mi oczko.
- Cześć Lizzy! – Slash przybił piątkę z moją przyjaciółką. Uśmiechnęła się do niego, a ten objął mnie w talii, wprowadzając do salonu.
- Hej! – zaprotestowałam. Chłopak uniósł brew, zabierając woreczek z mojej dłoni.
- Izzy ma rację, wyluzuj. Chodź – poprowadził mnie na wolny skraj kanapy. Wciągnęliśmy po kresce i poczułam jak moje mięśnie się rozluźniają.
- Zajebiste uczucie – mruknęłam, odchylając głowę. Położyłam ją na oparciu kanapy, przez chwilę po prostu tak siedząc i popijając piwo. Przymknęłam powieki, ciesząc się chwilą.
Gdy je otworzyłam, Slasha nie było już obok. Nie żebym się przejęła, pewnie posuwał już gdzieś jakąś laskę. Lizzy zobaczyłam trochę dalej, rozmawiała z jakimiś ludźmi, śmiejąc się.
No. Przynajmniej nie poszła nigdzie z Izzy’m.
Nie wiedząc czemu ta myśl wydawała mi się naprawdę zabawna. Zaśmiałam się cicho, podnosząc się z kanapy. Trochę mną zachwiało, ale tylko troszeczkę!
Ruszyłam w stronę przyjaciółki, jednak zamiast do niej dojść, niemal wylądowałam na Axlu. Dosłownie. Gdyby mnie nie przytrzymał, wywróciłabym się. Przysięgam, że przed chwilą nie było go na mojej drodze! Zmarszczyłam brwi, ledwo zauważając, że ten coś do mnie mówi. Nie usłyszałam z tego ani słowa. Zamiast tego wyciągnęłam dłoń, między palce chwytając jego brodę. Przekrzywiłam delikatnie jego twarz. Usta Axla przestały się poruszać, teraz wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem.  Lustrowałam wzrokiem jego włosy, czoło, oczy, nos.
- Co ty, kurwa, robisz? – usłyszałam w końcu. Uśmiechnęłam się, zabierając dłoń. Pokręciłam głową.
- Zastanawiam się, czemu do cholery na ciebie poleciałam – mruknęłam, zgodnie z prawdą. Axl uniósł brwi, upijając łyk piwa.
- Znowu? Nie możesz tego przeżyć, co? – powiedział, uśmiechając się. Wzruszyłam ramionami, zaciskając palce na butelce, którą wciąż trzymałam w dłoni.
- Nie, po prostu martwię się o swój gust.
- Wiesz, jeżeli chcesz zobaczyć na co poleciałaś… - mówiąc to zrobił krok do przodu. Zmarszczyłam brwi, przygryzając policzek. Zupełnie nie spodziewałam się, że przejedzie palcem wzdłuż mojego kręgosłupa. W tej chwili pożałowałam, że miałam na sobie tylko cienką koszulkę. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku i cofnęłam się o krok.
Zupełnie nie rozumiałam reakcji mojego ciała. Bez sensu. On tak na mnie nie działał. Był dupkiem. Pamiętasz Lori? DUPEK.
- Nie jestem aż tak pijana, Rose – mruknęłam. Ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chciałaś wiedzieć – szepnął, pochylając się nad moim uchem. Delikatnie musnął wargami skórę. Poczułam jego zapach i przez krótką chwilę miałam wrażenie, że wszystko się zatrzymało. Miałam ochotę zamknąć powieki i udawać, że wcale nie otaczał nas tłum ludzi.
Kurwa.
Nie znowu.
Chyba jednak pijana. I to naprawdę pijana, a nie delikatnie wstawiona.
- Nie było pytania – powiedziałam tylko, odwracając się. Ruszyłam w stronę Lizzy, która teraz przyglądała  mi się uważnie. Nie wiedziałam ile z tego widziała, ale chyba dość sporo, biorąc pod uwagę ciekawość w jej oczach.
- A to co? – spytała wesoło, poprawiając moje włosy – zarumieniłaś się? – dodała, poruszając brwiami.

- Zamknij się, proszę – mruknęłam, opierając się o ścianę. Czułam na sobie wzrok Axla, co wcale nie pomogło mi się skupić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz